Changes in my life...

piątek, 6 listopada 2015

Powroty bywają bolesne... czyli lekcja pokory.

Piątek. Godzina 20:00.
Pierwszy weekend wolny, od dawnych czasów.
Nie liczę tego, co przyjechałam do Polski, bo jeden zajął mi wypad do rodziny a drugi to już czas choroby.
No właśnie, ta choroba ciągnie się za mną już od 2 tygodni... Z wielką niechęcią wybrałam się dziś do lekarza, by usłyszeć, jak dla mnie jakiś wyrok, zapalenie zatok.
Od dwóch tygodni leczyła się różnymi sposobami i specyfikami. Na nic. Nos jest tak zapchany że nie czuję żadnych zapachów i nie czuję smaków.
Nie wiem jak smakuje mój omlet marchewkowy z cynamonem na śniadanie czy zupa dyniowa mamy... .
Czytałam i dowiedziałam się, że można mieć długotrwałe upośledzenie węchu i smaku przez powikłania pogrypowe !
Nie wyobrażam sobie stracić żadnego z moich zmysłów !

Chociaż ma to swoje dobre strony bo nie mam smaku więc mogę jeść mojego kurczaka z ryżem czy omleta bez słodkich dodatków bo przecież dla mnie to bez znaczenia. :)

Także weekend spędzam znów w łóżku. dostałam antybiotyk i powinnam być na L4, ale nie zgodziłam się z racji tego, iż dostałam nową pracę i nie chcę podpaść... .
No właśnie, nowa praca. Robię coś, na czym kompletnie się nie znam i czego kompletnie nie czuję.
I dlaczego? Dla pieniędzy, czy po prostu, bo jest praca, a ciężko w Polsce o nią?
Chciałabym robić coś co mnie interesuję, w czym się czuję, w czym jestem dobra...
Czy czasem warto postawić wszystko na jedną kartę i zamiast rozsądku wybrać serce?
Podążać za marzeniami?
Ale marzenia mi nie zapłacą kredytu...

W mojej głowie milion myśli... Najlepszym ujściem dla nich byłby trening, ale przez chorobę kolejny tydzień nie zrobię nic.
Ale obiecuję sobie, że od połowy listopada nie będzie żadnych wymówek!
Mam do zrealizowania niecny i szpetny plan przez najbliższe pół roku, także już się nie mogę doczekać się, aż założę buty do biegania, czapkę, rękawiczki i polecę biegać :)

bo trzeba pamiętać, że marzenie jest tyle warte, ile dla niego poświęcasz !

Ja dziś zaszywam się pod kołdrą z kubkiem gorącej herbaty i RMF Święta na słuchawkach ;)
A kto mi zabroni :) miłego weekendu !

poniedziałek, 19 stycznia 2015

styczeń 2015 i co mi po tym?

Nowy początek dzięki kalendarzowi zdarza się co roku. Wystarczy nastawić zegar na styczeń. Nagrodą za przetrwanie świąt jest Nowy Rok i związana z nim tradycja noworocznych postanowień. Rzucić przeszłość za siebie i zacząć od nowa. Trudno się oprzeć pokusie rozpoczęcia od nowa…Schowania zeszłorocznych problemów do szuflady...

Kto decyduje kiedy się kończy stare a zaczyna nowe? To nie jest dzień w kalendarzu jak urodziny czy nowy rok. To jest wydarzenie duże lub małe. Coś co nas zmienia. Dobrze jeśli daje nam nadzieje. Nowy sposób życia i patrzenia na świat. Pozbywamy się starych przyzwyczajeń, starych wspomnień. Grunt to nie przestawać Wierzyć, że możemy zacząć od nowa. Ale trzeba pamiętać, że w cały tym bajzlu jest kilka rzeczy, których naprawdę warto się trzymać.




także tego..

 czas na to żeby określić jakieś cele w życiu.

na początek idzie półmaraton poznań i życióweczka.
do tego czasu zrobić wagę startową - trening + dieta od Angeliki od środy...ech...

a potem ..

na czerwiec dopiero się zacznie :))

niedziela, 2 lutego 2014

Jednak wrócę...

Stwierdziłam, że jednak wrócę do pisania... dla samej siebie.
Nie wiem jak często i na jaki temat.
Mam nadzieję, że głównie o sporcie i 'diecie', która nawet koło diety nie leżała, ale gdzieś można przenieść swoje emocje.


co przez 2 miesiące się zmieniło?
Waga skacze, od 61-65 (!) kilogramów... zależy jak jej się ułoży. ale głównie zatrzymuje się przy 62-63. Nie odchudzam się, bo nie potrafię. 2 dni 'clean eat', a potem 'cheat week' i tak to u mnie wygląda...
Postaram się bardziej kalkulować to co jem.
W grudniu dużo ćwiczyłam, w styczniu mniej, ze względu na choroby, które mnie dopadły.
od 2 tygodni prowadzę spinning 5 razy w tygodniu.
Wracam także do biegania, ponieważ półmaraton tuż tuż. a chcę pokonać życiówkę. ! o !

Ze względu na 2 prace, nie wiele mam czasu na własne treningi, ale od wczoraj już ułożyłam sobie plan, żeby to godzić. !

Teraz pozostaje mi systematyczność, wyrzeczenia , czas  i .. efekty!

Które pewnie przyjdą za jakieś 3-4 miesiące dobrej pracy i 'diety'. ech. ;)

i mam nadzieję, że będę mogła pochwalić się kiedyś takim ciałem.. :)

 
odezwę się za tydzień, ze sprawozdaniem minionego tygodnia !
 
xoxo

środa, 4 grudnia 2013

** Workout Body Attack. Siłownia. Fitness. Zdrowy Lifestyle. **: Tabata.

** Workout Body Attack. Siłownia. Fitness. Zdrowy Lifestyle. **: Tabata.

Parę słów o Tabacie...

Chyba zaczynam ćwiczyć coś innego :)

jake jeść FIT i nie zwariować ;)

Dziś temat trochę o jedzeniu - chandra zniknęła wraz z zamknięciem drzwi od kuchni.
A tak naprawdę potrzebowałam jednego dnia, żeby odespać i wrócić do sił. Do treningów i do ogarniania tego 'syfu' co wokół mnie się ostatnio zrobił...

Ja jestem typem osoby, która zje praktycznie wszystko, i niestety lubi zjeść dużo.
Jeśli chce się dbać o sylwetkę, albo zrzucić parę kilo czy centymetrów, niestety, trzeba nad tym panować.

Stołuję się często u maminej kuchni, natomiast jak mam czas, lubię coś przygotować sama.

Mam siostrę, która ma rodzinę alergików, dlatego w moim domu ostatnio pojawiły się kasze różnego rodzaju, czerwona soczewica i fasola adzuki. Także trzeba byłe owe produkty wykorzystać.
Na śniadanie często pojawia się u mnie jaglanka na słodko - z figami, rodzynkami, najczęściej łyżką dżemu czy miodu, orzechami i jak zwykle jogurtem naturalnym  - taką samą wersję, ale bez bakalii serwuję sobie z owsianką :) bo uwielbiam jeść na słodko :)

Na obiad zaserwowałam ostatnio fasolę adzuki z kaszą jaglaną i warzywami.
Pokrojone pieczarki usmażyłam z cebulką, porem, czosnkiem, papryką, do wszystkiego dorzuciłam ugotowaną wcześniej fasolę i kaszę i zalałam passatą pomidorową :) doprawiłam do smaku i ole ! pyszne zdrowe danie gotowe ! * powinnam tu wrzucić zdjęcia, natomiast nie myślałam, że napiszę post o jedzeniu :)

Z reszty ugotowanej fasoli zrobiłam sałatkę dodając do niej ananasa, żółty ser, por i zalałam jogurtem.

Natomiast z soczewicy zrobiłam zupę-krem. Na bulionie z kurczaka, warzyw i indyka, ugotowałam soczewicę, dodałam pół opakowania sera feta, wlałam zaprawę pomidorową , doprawiłam do smaku i zmiksowałam. Zupa nasyciła mnie i mamę na długo. No i nie trzeba było robić drugiego dania.

A na jutro standardowy makaron ze szpinakiem i łososiem. Bez kremówki, bo o dietę trzeba dbać. ;)



niedziela, 1 grudnia 2013

nie mam sił.

nie wiem czy to przemęczenie , czy chandra jesienno-zimowa, czy nadal tkwienie w poczuciu, że T. mnie zostawił, ale nie mam sił wziąć się za trening.
Przede wszystkim gdzie zaczynam pracę o 6.30 i wracam do domu po 15.. jem obiad, standardowo i drzemka... aż do wieczora.


W piątek nie ćwiczyłam, bo byłam wieczorem na urodzinach mojej P. :))

W sobotę, czułam, że 'coś mnie bierze'. zaliczyłam tylko łyżwy i praca.. z gorączką..

w niedzielę. praca i co? drzemka.. do wieczora. jest mi zimno strasznie, trzęsę się.. mimo, że temperatura już w porządku...

a więc o co chodzi? Biorę witaminy, tran, ćwiczę, w miarę zdrowo jem i ciepło się ubieram.
a jak mnie weźmie to COŚ, to czuję się jakbym miała z 41 stopni gorączki i mogłabym zdechnąć.


Jutro wstawię najważniejsze wymiary + wagę. na zdjęcie się nie odważę. i wyznaczę cel...


a więc ... see U soon. !

środa, 27 listopada 2013

treningi..

Właśnie zasiadłam do kompa popijając, o jakże niezdrowe i wysoko-węglowodanowe (!) kakao... Boże chroń mnie. ;-P

Jeśli chodzi o treningi...
Jestem amatorem, dużo czytam na ich temat, dużo filmików oglądam, dużo rozmawiam z trenerami - mój były też nim jest - ale nadal jestem amatorem...

Jeśli chodzi o trenowanie na siłowni, wszystko robię chaotycznie, albo jak to mówiąc językiem siłowni, robię FBW czyli Full Body Workout.
Nie potrafię zorganizować sobie planu treningowego, że w poniedziałek ćwiczę, np. biceps, klatę; środy nogi i pośladki a piątek , dajmy na to, triceps i brzuch.  ;]

Ćwiczę to, na co mam ochotę. Mój sen z powiem spędzają nogi i brzuch. Nad nimi musiałabym najwięcej pracować.
Od hm, ilu , trzech? tygodni, mam karnet na siłownie. Zawsze starałam się chodzić na siłownie ok 4 razy w tygodniu , trzy to takie minimum. Więc zazwyczaj wychodziło to 3  : ))) .

15 minut bieżni rozgrzewka i biorę się do pracy. Ćwiczę, to co potrafię, albo wypróbuje nowe ćwiczenia.
Maszyny mnie odstraszają, bo nie znam instrukcji :)) więc ćwiczę głównie z wolnymi ciężarami, albo na maszynach które nie są mi obce.

Ostatnio zaczęłam dorzucać, 'HIIT'. w moim wykonaniu oczywiście. 4 obwody szybkiego treningu, w stylu:

  • ketbells
  • skakanka
  • burpees
  • pompki


albo jakieś wchodzenie na podest z talerzem etc.., no i ukochane przysiady <3 które mają mi wyrzeźbić tyłek, ale coś im nie idzie :))

Staram się wykonywać ćwiczenia poprawnie, lubię kiedy trener mnie poprawi, biorę mniejszy ciężar, ale czasem daje z siebie 110% chociaż łzy lecą z powodu bólu, najczęściej kolana... .

trening kończę bieżnią  - znalazłam jedną taką ulubioną , gdzie na 20 minutowy trening przypada 6 przyśpieszeń po 1 minucie, generalnie ustawiam tempo maks 16km/h. 
Potem brzuch, rozciąganie i do domu.

Generalnie też biegam, bo lubię. mam na koncie parę półmaratonów i maraton poznański.
Chociaż pogoda nie sprzyja, ale dziś zrobiłam 8.5 km, mimo, że rano byłam na treningu.  :) albo skoro świt, bo była 6.15 na zegarku : )))

Do wiosny chciałabym osiągnąć mój cel wagowy, zrzucić parę cm w brzuchu, nogach. Nauczyć się podciągać dokładnie. Wzmocnić kondycję i wytrzymałość.

Teraz jestem ja, praca i moje treningi.

 ALE 

tu pojawia się problem, gdyż wszystko ładnie pięknie, albo moim problem jest dieta, a tak naprawdę jej brak.
Mówią że ponad 70% naszego sukcesu to właśnie dieta. a ja jestem wszystko żerna i to w dużych ilościach. :)

więc muszę nad tym zapanować, a to naprawdę kawał ciężkiej pracy.

Gorsze niż wszystkie treningi razem wzięte. >; - )

lecę się regenerować.
mama dziś obiecała poćwiczyć ze mną callana. :) zobaczymy co z tego będzie : ))